wtorek, lutego 06, 2007

Nie dajcie się zwariować! nr 15 - UPIERDLIWI KOMENTATORZY - felieton prywatny

Zauważyłam, że ludzie MUSZĄ publicznie wygłaszać swoje opinie. A dowodem tego niezliczone komentarze pod felietonami na internetowych witrynach.
Kiedyś można było jedynie wysłać list do redakcji i jeśli był na poziomie, to go wydrukowano. Dziś każdy głupi, przed całym światem może popisywać się swoją nieelokwencją.
Oczywiście nie mam na myśli logicznych, na temat i w związku z tym pożądanych wypowiedzi, które wnoszą coś nowego do poruszanego tematu, pozwalają poprawić błędy, zmienić coś na lepsze, wyjaśnić. Jednak takie komentarze są rzadkością...

Przeważnie bez ładu i składu pokrzykują dowcipaski, mędzą wypełnieni żółcią mędrcy i jak „krowy z karabinami” strzelają psychole.
Często winni są sami redaktorzy - chcąc spowodować zapewniającą poczytność witryny dyskusję, wbijają felieton od początku opatrzony podjudzającymi pokrzykiwankami ...autorstwa redakcji. Tę prawdę odkryłam na przykładzie już nieistniejącej sydnejskiej internetowej gazetki.

Osobiście uważam, że komentarze pod felietonami są zbyteczne - jeśli czytelnik ma coś do przekazania, niech napisze felieton polemizujący; komentarzy i tak mało kto czyta. W moich blogach zlikwidowałam forum internetum lub zastosowałam stronę, która wymaga podania danych personalnych - nie wpuszczam wychodkowych anonimistów.
Niestety, komentarze znanych witryn przeważnie wbijają się jak leci.

Ale ponieważ niektórzy MUSZĄ! się obnażać, jako rozsądne wyjście proponuję otwarcie internetowej witryny dla toksycznych pt:
- „BLUZGAJ DO USRANEJ ŚMIERCI!” -
o którą nikt nie musiałby dbać, bo wbijałyby się na nią tylko i wyłącznie komentarze na podsuwane przez „dyskutantów” tematy. Byłaby to strona nadzwyczaj pożyteczna: takie psychiczne pogotowie dla niespełnionych, grafomanów, niewyżytych, agresywnych i tym podobnych czubków. Dzięki niej staliby się do zniesienia na codzień...

Nie mam czasu i nawet opinie pod moimi felietonami (zamieszczanymi czasem na Wirtualnej Polonii) otwieram na chybił trafił, albo po tytule. Mądre wypowiedzi radują duszę, ale i obelżywymi - tylko z tej przyczyny, że piszą je osobnicy o ciasnym umyśle i niskiej moralności - nie mogę się poczuć dotknięta. Czasem irytują upierdliwi komentatorzy, uprzykrzeni jak pchły, czy komary. Choć nie na długo, bo kto by rozpamiętywał placek po komarze.

Natomiast rzeczywiście irytujące jest, gdy moje słowa są niezrozumiane – to tak jakby czytelnicy zaliczali się do ćwierćinteligentów lub należeli do osobników niepotrafiących słuchać, czytających po łebkach i w tym samym czasie układających odzywki, którymi za chwilę się popiszą. (W komentarzach oczywiście...) Wtedy opadają ręce, bo jaki jest sens prowadzić takie gazetki, pisać do nich - dla kogo?...

Wyżej wymienieni to tytułowi Upierdliwi, którzy nie mając takich jak ja wątpliwości, udzielają się gdzie tylko się da!
Do takich należy Szczególnie Toksyczny, którego komentarze biorę na tapetę. Znajdują się one pod chyba każdym! polonijnym felietonem na Wirtualnej. Nie ma on skrupułów, gdy rzuca oszczerstwa ani po fakcie nie gryzie go sumienie. Jego popisy są bufońsko agresywne, bez pojęcia, z premedytacją kłamliwe. Ponieważ ostatnio mnie napadł, rozszyfrowuję go na podstawie tej napaści. (Przyznam, że pierwszy raz spotkałam się z równie idiotycznym niezrozumieniem najprostrzych faktów – zbyt wielkie ego przesłania mu rzeczywistość.)

Przede wszystkim ów dęciak ww - specjalista od fałszowania historii, zawsze i wszędzie, gdzie się produkuje, wyciąga fałszywe wnioski, podobnie jak z mojego ostatniego, zamieszczonego na Wirtualnej felietonu. Tytuł: „Polski cyrk polityczny 2006 roku - w transmisjach teletygodników Oto Polska i Kalejdoskop” – sugeruje, że tylko tymi polonijnymi wiadomościami w felietonie się zajmuję - bo tak mi się spodobało. O niczym innym nie świadczy. Wydumał, że tylko je oglądam. Nie pojął też terminu „felieton ironiczny”, podaję więc za Słownikiem Wyrazów Obcych: „Ironia = ukryta drwina, lekkie szyderstwo, złośliwość zawarte w wypowiedzi POZORNIE APROBUJĄCEJ.”

Ponieważ zajęty jest tylko tym, co za chwilę światu wykrzyczy, nie jest w stanie skupić się na żadnej treści. Z jego pokrzykiwanek wnioskuję, że jest nieustannie wkurzony, podejrzliwy, niedowartościowany, antylogiczny, chaotyczny. I zazdrosny - denerwuje się faktem, że w ogóle piszę, no bo: kim to ja jestem! Skąd się wzięłam!? I jakim prawem! - skoro jestem „artystką” piszę felietony! Bez! Jego! Pozwolenia!!! (W tym wypadku, nie on jeden. Ma, z w.w. powodów smędzących kolesi...)

Dowód, że nie potrafi czytać i słuchać: przyznał się, że podsłuchuje Radio 2000FM, czyta Akcent Polski, śledzi nawet mój blog! a mimo to nie zauważył, że podsuwane przez niego tematy nie raz poruszałam w radiu, czy w prasie. Nad dalszą niedorzecznością jego połajanek mogę tylko wzruszyć ramionami: np. na polskim paszporcie 20 lat temu nie mogło mi zależeć, bo właśnie na wizie refugee dotarłam do raju Australii i przeciwnie! prześladowały mnie sny imigranta.

Toksyczny ma różne pseudonimy, ostatni: ww może być skrótem od np. wrednie węszący, wszak morduje się pod KAŻDYM moim felietonem - być może chcąc dokonać epokowego odkrycia! Choć bystry to nie jest, po roku zauważył: „Celejewska (nomen omen) Elżbieta...”!!!
Jednak załapał! że jestem sydnejską Pytią. Rzeczywiście czasem mi się uda. Np. gdy USA napadły na Irak, w najbliższej audycji jasnoprzewidziałam: „Sadam Hussain wsadził sobie pod pachę broń masowego rażenia i uciekł podziemnymi kanałami...” (Na pomysł wzięcia DNA ze szklanki Łyżwińskiego też pierwsza wpadłam...)

(Ale wróżę z kuli - na dowód fotografia. Odbicie w lustrze uchwycił Piotr Rott.)

Nie przywiązując wagi do jego glindolenia, z jednym się zgadzam: „znam się na prawie wszystkim” - bo wcale nie jest to niemożliwe dla człowieka mającego trochę dobrego smaku, interesującego się światem i posiadającego zdrowy rozsądek.(Na marginesie: nie mam pojęcia gdzie przeczytał coś mojego „komplemenciarskiego” - chyba, że za takie bierze słowa dotyczące jego osoby?)

Zamiast ubliżać komu się da i węszyć za nieswoimi sprawami zastanowiłby się, co mógłby uczynić taki jak on - przeciętny Polonus - żeby w Polsce zaczęło dziać się lepiej dla zwykłego obywatela. Ja przynajmniej robię minimum w tym kierunku, choćby ...zwracając uwagę czytelnika na błędy polityków, którzy prowadzą naród do zguby.
Nie będę przytaczać pozostałych niedorzeczności z jego „komentarza”, zainteresowanych(?) odsyłam na www.wirtualnapolonia.com

Toksyczny to melbourneńczyk, natomiast w Sydney rozrabia, acz nie tak gęsto, pan J. też wierny śledź wszystkich polonijnych gazet i rozgłośni, rejestrant marginesowych dupereli. Ostatnio, gdy w Radiu 2000FM autor popiersia Henryka Żeglarza, poinformował, że ten dotarł do wybrzeży Australii kilkaset lat wcześniej niż kapitan Cook – po audycji pokrzykiwał w telefonie do studia: „Na! In-ter-ne-cie! Po-da-no! że Portugalczycy dotarli do Australii w IV wieku!!!”

Przede wszystkim, nie należy bezgranicznie wierzyć w to, co na internecie podano - natomiast rzeźbiarz posiada kopie materiałów naukowych z Sorbony. Zaś odkryć Portugalczyków nie mieliśmy powodu negować ani potwierdzać - w audycji było nie o Portugalczykach, ino o rzeźbiarzu.
(W wypadku sydnejczyka przyznam, że posiada on większą wiedzę niż ww. Wyczuwam też, że jest cynikiem rozczarowanym życiem i z tego powodu wszystkich się czepia. Gdyby miał przyjaciół, byłaby dla niego nadzieja...)

Ogólnie ludzi dzielę na: Emanujących Dobrą Energią i na toksycznych.
Tych ostatnich dodatkowo na dwie podgrupy: trujących smutasów oraz psycholi-terrorystów. Smutasów można odstawić; zaś jeśli idzie o tych ostatnich, ponieważ wszystko do nas wraca - sami na siebie wypuszczają zatrute strzały...
Właściwie to lubię ludzi. Należę do tych, co nie noszą w sobie urazy i emanują dobrą energią, choć w wypadku szczególnie agresywnych psycholi nie chce mi przejść przez gardło: „Panie miej ich w swojej opiece...”

Wszystkich Ludzi Dobrej Woli, którzy czytają ten felieton – PRZEPRASZAM! Potrząsnęłam puszką Pandory, ale złym nie należy odpuszczać, bo czują się bezkarni. Mam też nadzieję, że niecenzuralne słowa, których zmuszona byłam użyć (dla wiernego oddania sytuacji), nie wzbudzą oburzenia.

PS. Spojrzałam na stojącą po lewej stronie mojego komputera kryształową kulę i olśniło mnie! Pisałam o ww jako o anonimiście, a przecież dobrze znam ten niepowtarzalny styl, którym się posługuje!
W jednym z felietonów napisałam, że jego i kolegi wystąpienia publicystyczne „ciągną się jak papier toaletowy upaprany nawozami sztucznymi i naturalnymi. Brakuje w nich logiki, ciągłości tematów i końcowej puenty – chaos plotących co się im przypomni, z nienawiścią obluzgujących przeciwników...”

Nie mam wpływu na to, kto otwiera moje blogi. Na ogół są to ludzie ciepli i rozumni, o czym przekonują mnie emaile nadchodzące z różnych stron świata.
Jednak tacy jak ww nie mają tu czego szukać.

__________________________________________________________