________________________________________________
Dawno temu Kobieta i Życie podawała tani kosmetyczny przepis na zlikwidowanie kłopotliwych wąsików: należało je utlenić, żeby stały się białe i jak sugerowała redaktorka rubryki – niewidoczne. Niestety, wąsy pod działaniem wody utlenionej tylko zmieniały kolor.
Bulwersującą sprawą ostatnich tygodni jest fakt, że naczelnikowi Polonii australijskiej i nowozelandzkiej, który przez wiele lat pełnił służbę w pezetpeerze, IPN przyznał „status pokrzywdzonego”! Na razie pytaniem bez odpowiedzi jest, który IPN mu przyznał, ale niedługo się dowiemy.
W międzyczasie ukazało się kilka wzmianek na ten temat, a nawet był wywiad z naczelnikiem w najczęściej nadającej australijskiej polonijnej radiostacji. Wywiad bardzo istotny: udzielający wywiadów w radiu i ci, którzy je prowadzą, często nie zdają sobie sprawy, że bezwiednie odkrywają prawdziwe oblicza. Wystarczy nieprzemyślane zdanie, timbre głosu (np. pogarda, zbytnia pewność siebie), czy pytanie z góry sugerujące odpowiedź.
Są też przedstawiciele mediów, którzy z dziwnym niezrozumieniem nigdy nie stają po słusznej stronie. Jak pewna redaktorka, która tak skomentowała obchody 25lecia Solidarności w Sydney: „Jedna Solidarność, jedna rocznica i aż dwie uroczystości!” Ale co gorsze, są tacy, co robią to celowo. Bardzo dobry artykuł na temat mediów był w Akcencie Polskim (nr 10. 2005r) „Zrobić porządek z mediami w Polsce” M. Kałuskiego. Pewnie znów usłyszę, że autor kontrowersyjny, wobec czego sami przeczytajcie - jest tam prawda o mediach nie tylko polskich...
Że w australijskich mediach polonijnych też przydałoby się zrobić porządek dowodzi fakt, że nagłaśnia się wybielanie koloru naczelnika, milcząc jak grób na temat medali z okazji 25lecia podpisania porozumień sierpniowych, które od miasta Gdańska właśnie otrzymali byli działacze Solidarności: Adam Gajkowski i Aleksander Oczak. I dlaczego nie ujawnia się innych, którzy otrzymali PRAWDZIWE statusy pokrzywdzonych, a są nimi byli działacze Solidarności: Elżbieta Szczepańska i Jan Michalak. Także, kto wie np. że medal od Solidarności za bohaterstwo w obronie praw ludzi pracy, w 15 rocznicę sierpnia otrzymał Ryszard Techmański? Przecież są to sprawy RZECZYWISTE i ważniejsze od wybielania naczelnika!
A propos naszych mediów: do dowcipów o „szczytach” dołączył polonijno-australijski SZCZYT PRZEKRĘTU.
Zainteresowanych odsyłam do internetowej witryny www.pulspolonii.com „Polonijna Rada Konsultacyjna” - 28 lutego 2006r, autor - Włodzimierz Wnuk. Tekst świadczy sam o sobie - każdy uczciwy człowiek odczyta go prawidłowo. Jest może przydługi i mało lotny, lecz spryciurski zgodnie z (zaprezentowanymi wcześniej w radiowym wywiadzie) zasadami naczelnika: oczernić niewinnych i tym sposobem samemu się wybielić!
Po przeczytaniu tego przekrętu, można poczuć jakby się zjadło żabę (co dałoby się jakoś przełknąć), ale już trujące jest samochwalenie się tzw. „przedstawicieli”- kilkudzięsięciotysięcznej australijskiej i nowozelandzkiej Polonii (tupetu im nie brakuje!) „reprezentujących” ją na międzynarodowym zjeździe Polonii - jak to udało im się wkręcić w łaski nowego rządu w Polsce! Mogę to tylko wytłumaczyć faktem, że rząd jest młody i mając ważniejsze problemy nie zdążył przeprowadzić w tej sprawie dochodzenia. (Nawiasem mówiąc jest to wstydliwa sprawa Polonii australijskiej i nowozelandzkiej i sami powinniśmy tę sprawę załatwić.)
Wracając do wywiadu naczelnika: ujawnił w nim kto i jak go skrzywdził, a zatem: nie chciano mu wydać paszportu do Anglii, Francji i ....Bułgarii (czy wtedy nie jeździło się do Bułgarii na wkładkę paszportową?). Oraz przepadł mu wkład do spółdzielni mieszkaniowej, gdy już wytransportowano go wraz z rodziną do Australii.
Z tego co wiem, wydalani z Polski działacze Solidarności, zanim wręczono im paszporty w jedną stronę, musieli przedstawiać rozliczenia w obie strony. W związku z tym, spółdzielcze wkłady były im zwracane. Zagadką (przypuszczam, że do rozwiązania) jest, dlaczego akurat naczelnikowy przepadł?
Przy tym, zwyczajni uciekinierzy żadnej szansy na paszporty nie mieli, nawet choćby czekali dłużej od naczelnika, który w końcu przecież paszport - z rąk samego generała otrzymał i to przy kawie! (O czym poinformował w polonijnej gazecie – czytałam!)
Dodatkowe wątpliwości: naczelnik nigdy nie twierdził, że był pułkownikiem Kuklińskim, idee partii propagował pisząc odpowiednie artykuły, z pracy go nie wyrzucono, legitymacji partyjnej nie oddał (przynajmniej nie podał takich informacji), donosili na niego partyjni koledzy (w wywiadzie nawet przyznał, że wiedział kto, więc mógł się wybronić), nikt go w peerelu nie prześladował: „nie pobito go, nie aresztowano, nie był internowany, czym czuje się skrępowany” – jak sugerując coś określił.
I CO NAJWAŻNIEJSZE: Z WYPOWIEDZI SAMEGO NACZELNIKA JASNO WYNIKA, ŻE NIE ZOSTAŁ ZMUSZONY DO WYJAZDU Z POLSKI. SAM WYSTĄPIŁ O PASZPORT I GO WRESZCIE OTRZYMAŁ.
Co prawda wyemigrowano go do innego kraju, niż oczekiwał. Ale według szczegółów, które podał do publicznej wiadomości, tym faktem uczyniono mu przysługę - wszak w Australii mieszkała już rodzina żony naczelnika!
Logika podsuwa, że rzeczywiste prawo do otrzymania statusu pokrzywdzonego mają wydaleni z Polski działacze Solidarności, oraz szarzy uciekinierzy, którzy granice Polski Ludowej przekroczyli nielegalnie, ryzykując nie tylko utratę wolności ale często i życie; a potem męczyli się - nierzadko latami - nieraz z małymi dziećmi, w okropnych warunkach obozów dla uchodźców.
Te koleje losu ominęły naczelnika czekającego na decyzję ministerstwa we własnym, wygodnym domu. W takim razie wygląda na to, że pokrzywdzenie naczelnika to jakaś lipa.
Przy tym dowody potwierdzają, że był docenianą osobistością - przyznano mu przecież Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, którego jednak (o!?) z rąk Longina Pastusiaka nie przyjął. Także australijska Polonia nie szykanowała naczelnika, tylko - mając do tego prawo – przyciskała do wyduszenia: był w pezetpeerze czy nie? Naczelnik nie zniżył się do odpowiedzi nawet (a może tym bardziej?) zdobywszy status pokrzywdzonego - o jego partyjnej przeszłości dowiadujemy się mgliście, z niezręcznych wystąpień jego zwolenników.
Ale problem polega nie na tym, że naczelnika skrzywdzono w peerelu, lecz na tym, że NIEZRZESZONA POLONIA nie chce naczelnika, który kiedyś należał do niepopularnej 3 milionowej mniejszości - przeciwnej mieszkającym w Australii polskim uchodźcom. A fakt, czy koledzy go kiedyś skrzywdzili, czy docenili - naprawdę nas nie obchodzi.
I nie idzie tu o dyskryminowanie każdego, komu zabłądziło się do pezetpeeru – wszyscy mają prawo do popełniania błędów. Lecz nie można ufać człowiekowi, który od kilkunastu lat kłamie, żeby utrzymać się na pozycji intratnej - pod względem materialnym? ambicjonalnym? Tu dodam, że uczciwość nakazuje podanie do publicznej wiadomości jakimi funduszami organizacja ta rocznie dysponuje i na co są one przeznaczane - a przynajmniej wyborcy naczelnika powinni być o tym informowani. Choć nie wiem jak potraktować kilkudziesięciotysięczną Polonię niegłosującą na naczelnika - czy czasem oni też nie powinni wiedzieć jakimi funduszami dysponuje Rada Naczelna PA i N i czy np. wyjazdy zagraniczne są opłacane z tych funduszy. I jeszcze: dlaczego jest to tajne, skoro ludzie ci (podobno) NAS „reprezentują”?
Powtórzę, że na czele Polonii powinna stać osoba o nieskazitelnej moralności. I jeśli w najbliższych wyborach organizacje zrzeszone (do których należy wielu prawych ludzi) nie wybiorą takiego właśnie przywódcy - wystawią sobie świadectwo. A wtedy, to pomóc nam może już tylko ...pierjestrojka.
Mimo wybielenia, naczelnik ma utrwaloną skazę, której nie potrafi wywabić: oto w wywiadzie udzielonym dla najczęściej nadającego radia polonijnego zastosował trick typowy dla przedstawiciela pezetpeeru (udowodniając tym swą byłą przynależność!): w odwecie, w nieczysty sposób zaatakował ujawniających prawdę o nim. Nazwał ich agentami, a ich wystąpienia paszkwilami i anonimami! Anonimistami się nie zajmuję – to tchórzliwi nałogowcy pisujący komentarze (i nie tylko) na internecie. Ale już nazywanie podpisanych wystąpień - przedstawiających sprawdzone fakty - paszkwilami, a ludzi prawych - agentami, może mieć następstwa sądowe, mimo, iż naczelnik stwierdził: „nic mi nie zrobią!”. Praktyczniej więc, żeby z funkcji naczelnika zrezygnował, to nie będzie się musiał starać o status pokrzywdzonego przez australijską Polonię.
Na codzień, naczelnik od lat dzielnie broni nazwy góry Kościuszki i tą jego niewątpliwą działalność wciąż się nagłaśnia - choć prawdę mówiąc, obrona jakiejkolwiek podobnej sprawy jest obowiązkiem każdego naczelnika Polonii australijskiej.
Lecz jeśli już góra Kościuszki - tworząc zasłonę dymną, a więc zmieniając stan kamienny na lotny - zaprzecza prawom fizyki, to wąsów naczelnika po wybieleniu nie widzą tylko krótkowzroczni albo ci, którzy podobnie je sobie wybielają.
marzec www.wirtualnapolonia.com
Akcent Polski, marzec 2006
__________________________________________________________