środa, listopada 23, 2005

Rozmyślania za kierownicą nr 20 - Człowiek - miłościwie panujący, czy beztroski tyran?

W związku z moim felietonem „Litość nad zwierzętami”, mającym wątpliwości odpowiadam cytatami z Pisma Świętego, ludzi wielkich duchem i... zwykłą logiką.

Dusza ludzka, zwierzęca i wegetarianizm:

Zacznijmy od początku: Biblia podaje dwie wersje stworzenia człowieka i zwierząt. W pierwszej nie ma mowy o duszy ani w zwierzętach, ani w człowieku, bo nie jest podane jak i z czego Bóg istoty żywe tworzył. Choć (?...) zacytowane są zagadkowe słowa Boga: „Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju...” (Ewolucja?)

W dzień piąty zostały stworzone ptactwo i istoty morskie, szóstego dnia zaś zwierzęta żyjące na Ziemi i w końcu człowiek - na obraz i podobieństwo Boga. W pierwszej wersji człowiekowi (mężczyźnie i niewieście) Bóg przekazał panowanie nad wszystkim, co poprzednio stworzył.

Ale... oto co mówi druga wersja stworzenia człowieka: ponieważ nie było na ziemi istoty ...która uprawiałaby ziemię i kopała rowy nawadniające, ulepił Bóg z prochu ziemi człowieka i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą, którą Bóg umieścił w ogrodzie Eden. A miał człowiek doglądać tego ogrodu.

Potem, żeby człowiek nie był sam, dla jego pomocy ulepił zwierzęta i ptaki. Wreszcie wyjął mu żebro i z niego stworzył mu towarzyszkę. Nasuwa się logiczny wniosek, choć nie jest to zapisane: ponieważ zarówno człowiek jak i zwierzęta zostały ulepione, musiał w nie Bóg (tak samo jak w człowieka) tchnąć tchnienie życia, żeby mogły się poruszać itd.

Ponieważ człowiek już od początku był krnąbrny, został przeklęty przez Boga i wygnany z Raju. I wtedy, już nie został wykreowany na króla istnienia, tylko miał (w trudzie!) zgodnie współżyć z przyrodą stworzoną przez Boga - jako jedna z wielu żyjących istot. Przy tym, dalsze części Biblii udowadniają, że Bóg wcale nie był zadowolony z poczynań człowieka, wobec czego – jako istotę wręcz zdegenerowaną – niszczył go.

W drugim opisie jest także podane, że człowiek miał jeść tylko owoce z drzew, a potem wygnanemu z Raju Bóg powiedział: „...a przecież pokarmem twym są płody roli” i „...wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty.” Ani słowa wiadomości, że ma zjadać zwierzęta.
Te opisy z Biblii podaję tym, którzy uważają się za istoty wartościowsze od zwierząt.

Z całą pewnością nasze ciała są tak stworzone, że możemy używać rąk do pracy, a rozum mamy zaprogramowany na wyższe myślenie – wszak jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga! Ale wciąż jest to podobieństwo czysto zewnętrzne - tylko minimalny procent naszych mózgów pracuje, a naszym duszom daleko do doskonałości! Rozwijać umysł, pozbyć się pychy, przeciwstawiać się ludzkiemu złu i samemu dobrze czynić – to jest powolna droga do Boga. W jednych religiach prowadzi ona przez reinkarnację, w katolickiej przez cierpienia Czyśca.

Piąte przykazanie brzmi: - ”Nie zabijaj!” Niewątpliwie jest to grzech najcięższy, za który jest największa odpowiedzialność, bo jedynie Bóg ma prawo decydowania o długości życia istot żywych. Oczywiście ludzie zabijają z premedytacją, niechcący i w obronie własnego życia. I zależnie od tych powodów będą osądzeni - bo nie łudźmy się, że cokolwiek uchodzi nam bezkarnie.

Niektórzy mogą to sprawdzić choćby na przykładzie obecnego życia - często kara wymierzana jest już na Ziemi. (Nie wiesz, za co cierpisz? - to przypomnij sobie co zbroiłeś.) Albo spotyka nas po śmierci... Wyraźnie zapowiada to religia katolicka. Inne religie zresztą też. W wielu nazywa się to Karmą (bo tylko ci, którzy doświadczyli bólu potrafią współczuć cierpiącemu), inni nazywają to Kosmiczną Sprawiedliwością.
Przy tym piąte przykazanie nie wyszczególnia kogo wolno, a kogo nie wolno zabijać. „Nie zabijaj!” i już!

Zaczęłam od Pisma Świętego, zostanę więc jeszcze przy tym temacie. Oto co napisano w Księdze Proroka Ezachiela: „Jeśli zaś chodzi o was, zwierzęta Ziemi, które cierpiałyście z winy człowieka, nadejdzie dzień, w którym przygotują wielkie święto, wielki bankiet w Niebie i będziecie się radować w obecności Boga.” Wierzę, że dla Boga towarzystwo bezgrzesznych, cierpiących zwierząt będzie milsze niż zarozumiałego, winnego wielu zbrodni człowieka.

Naśladowców Chrystusa chciałabym poinformować, że w rzeczywistości Chrystus był wegeterianinem, jak zresztą wszyscy esseńczycy - religijna grupa, do której należał. A mówi o tym ksiądz Mario Canciani, którego zwą Świętym Franciszkiem naszych czasów (parafia pod wezwaniem Św. Jana Chrzciciela Florentyńczyków w Rzymie, ul. Acciaioli 2): „...odkryłem, że Wieczernik był lokalem esseńskim, w nim to Jezus wraz z Apostołami celebrował Ostatnią Wieczerzę. (...) Esseńczycy nie brali udziału w ofiarach składanych w Świątyni, a dla zwierząt żywili największy szacunek. Chrystus należący do zbiorowości esseńskiej nie mógł i nie chciał spożywać tego mięsa podczas Ostatniej Wieczerzy.”

„Z drugiej strony, gdy Chrystus udał się do Świątyni i zobaczył tam zbroczonych krwią kapłanów, poświęcających zwierzęta w tym świętym miejscu, rzekł im: „Uczyniliście z tego miejsca spelunkę morderców”. Również, właśnie w Świątyni wywrócił klatki z gołębiami wypuszczając je na wolność. Dlatego można i trzeba powiedzieć, że żywił On głęboki szacunek dla zwierząt i tak jak wszyscy starożytni wielcy duchem, był wegeterianinem.”
Zachęcając do przejścia na wegetarianizm ukazałam zalety tej na pewno zdrowszej diety. Była to tylko zachęta - nie harassment. Przecież stwierdziłam, że to indywidualna sprawa sumienia?...

A co do dusz tchniętych przez Boga w to, co żyje na Ziemi, to już Arystoteles mówił o trzech duszach: wegetalnej u roślin, sensytywnej u zwierząt i intelektualnej u człowieka.
Jeśli rozumiemy co znaczy słowo sensytywny (zdolny do odczuwania, doznawania wrażeń, a nawet przeczulony, przewrażliwiony), możemy wywnioskować, że zwierzęta cierpią psychicznie i fizycznie. Nawet, podobno „już nic nie czujące” świnki morskie, z odciętymi czubkami czaszek i przewodami elektrycznymi wetkniętymi do mózgów. Jeśli to takie humanitarne doświadczenie, dlaczego nie wykonuje się go na ludziach??? I dlaczego doświadczalne zwierzęta panicznie boją się swoich prześladowców – uczonych. A może należałoby im przetłumaczyć, że dręczy się je dla dobra ich „starszych braci”?

Dodam, że podpisując się pod zaniechaniem doświadczeń na zwierzętach - jednoczę się z nimi, zaliczając się przecież gatunkowo do rodziny ssaków. Bez wywyższania się z tego powodu, że należę do ludzi. Być może jako jednostka uważam się za trochę lepszą od np. morderców, bandytów czy innych degeneratów; choć zastanawiając się nad przyczynami, które ich takimi uczyniły myślę, że być może miałam tylko więcej szczęścia...

Pokora – tego życzę każdemu. Ciężko się jest jej nauczyć, ale łatwo z nią żyć, jak już się jej nabędzie.

Wracając do zwierzęcej duszy: w czasach starożytnych wierzono, że zwierzęta posiadają dusze, „...starożytni filozofowie wręcz mówili o
duszy zwierząt jako o pochodnej od Duszy Świata (Anima Mundis del Mondo)”- to cytat słów księdza Canciani. Dopiero Kartezjusz „odebrał” duszę zwierzętom, stawiając tym niepochlebne świadectwo swojej „intelektualnej” duszy. Na marginesie, po łacinie zwierzęta znaczy: animali, a słowo to pochodzi właśnie od słowa dusza: anima.

I jeszcze mądre słowa księdza Canciani: „Św. Franciszek opiewał wszystkie stworzenia, widząc w nich jakby fragment tej Nieskończonej Tajemnicy, zwanej Bogiem. Drugi Sobór Watykański mówi, że winnyśmy szanować wszystkie żyjące stworzenia, tak jakby właśnie przed chwilą wyszły z Ręki Bożej. Mamy więc tutaj koncepcję, że istnieje bezpośredni związek z Praprzyczyną istnienia wszystkich rzeczy, albo z Najwyższą Istotą.”

Co jedzą zwierzęta?

Świat rzeczywiście jest tak stworzony, że większe zwierzątka zjadają mniejsze. Widać materialnego życia nie dało się inaczej zorganizować. Stwórca przewidział, że nie wszyscy przedstawiciele gatunków będą idealni, dlatego stworzył zwierzęta mięsożerne, które żeby żyć (czyli jeść), zredukują jednostki słabe, czyli zdegenerowane. Tu podkreślam istotną różnicę między zabijającym czlowiekiem, a zabijającym zwierzęciem: zwierzę zabija tylko gdy jest głodne.

Opisany w jednym z komentarzy (www.pulspolonii.com) kot (łajdak jeden!), który upolował sobie śniadanie, a potem przyszedł do domu i po wypiciu mleczka, purczał słodko na kolanach swojej pani – nie zrobił nic przeciwnego naturze. Był głodny. Mleczko jest pożywieniem tylko dla niemowlęcia. Za zbyteczne uśmiercenie zwierzątka winę ponosi nieodpowiedzialna właścicielka kota, która wziąwszy go pod swoją „opiekę?” nie zapewniła mu normalnego wyżywienia. Psy i koty oczywiście jedzą mięso - bo tak zostały stworzone.

Nawet gdybym wytłumaczyła mojemu kotu, że to szlachetniejsze być wegeterianinem, to nie wiem, czy przeżyłby taki rodzaj odżywiania. Zresztą, dla zwierząt produkuje się karmę z odpadów ryb, czy mięsa przeznaczonego dla ludzi, jak też np. w Australii, z odstrzału kangurów, które rozmnożywszy się w nadmiarze niszczą przyrodę. To niestety realia materialnego istnienia. Ale nie ma to nic wspólnego z niszczycielską ekspansją człowieka.

Wracając do karmienia zwierząt domowych: moje zawsze syte koty siedzą, leżą, czy chodzą tuż koło dziobiących ziarno ptaków - w ogóle niezainteresowane. Natomiast za psy napadające zwierzęta i ludzi, odpowiedzialność ponoszą hodowcy specjalnych ras, jak też agresywni właściciele – czyli znów ludzie!

Świat dzisiejszy i co się zmieni w obecnym stuleciu:

Oto co - na szczęście! - przepowiada na dwudzieste pierwsze stulecie, znany polski jasnowidz Andrzej Szmilichowski: „mam cichą nadzieję, że przeorientowanie psychiki ludzkiej w naszym stuleciu będzie dotyczyło stosunku do Natury w ogóle, a zwierząt ją zamieszkujących w szczególności. Można już zarejestrować pozytywne sygnały w tym względzie, choć odpowiedzialni za „fabryki zwierząt”, podobnie jak animatorzy innych gałęzi przemysłu, zdają się być ostatnimi, którzy zrozumieją przewartościowania, jakim podlega ludzkość.”

I dalej: „Za pięćdziesiąt lat – gwarantuję to – nikt nie będzie potrafił zrozumieć, jak ludzie mogli obchodzić się tak brutalnie, by nie powiedzieć: bestialsko – ze zwierzętami.” I naświetla dwudziestowieczny paradoks: „Nigdy jeszcze zwierzęta domowe (psy, koty) nie były przez człowieka traktowane z tak głębokimi i bogatymi uczuciami miłości i przywiązania, a jednocześnie nigdy jeszcze zwierzęta, które ludzie jedzą, nie były traktowane tak bezdusznie, „przemysłowo”. Nie mówiąc już o zwierzętach dzikich, których środowisko życia zostało tak dalece naruszone albo całkowicie unicestwione, że niemało gatunków zwierząt umieszczono w niewoli, aby je w ogóle zachować na globie ziemskim.”

Lecz może nie jest tak źle, bo przytoczę dalsze słowa tego jasnowidza: „Jeśli pozbierasz drogi czytelniku wszystkich, których znasz i którzy nie jedzą mięsa, jeśli dotrzesz do wszystkich książek i zobaczysz wszystkie filmy mówiące o zwierzętach komunikujących się z ludźmi, zdumiony przekonasz się, jak wielu traktuje zwierzęta z równym i przynależnym im respektem, oraz szacunkiem. Jak swych współbraci. I słusznie, i tak ma być. Przecież są takie piękne.”

Andrzej Szmilichowski przepowiada także: „Gdy wiele osób jednocześnie zaczyna stawiać pod znakiem zapytania coś, co należy do podstaw funkcjonowania i przyzwyczajeń społeczeństwa, następują radykalne i nieodwracalne zmiany. I następują szybko.”

Dlatego w Rozmyślaniach pt. „Litość nad zwierzętami” namawiałam do występowania przeciw ustalonemu, bezdusznemu bezprawiu. Oczywiście rozsądnie. Kiedy kogoś ugryzie jadowity wąż, wiadomo, że nie będzie się zastanawiał, czy antidotum było testowane na zwierzętach. Ale zanim to się stanie, może przeciw temu testowaniu protestować. Bo obecnie, przy zaawansowanej technice komputerowej (jak też przy innych, już znanych nauce sposobach), można się obejść bez testów zarówno na zwierzętach, jak i na ludziach. (Nawet testy bomb atomowych, na szczęście, robi się komputerowo.)

A i wcześniej - jak wielu rozsądnych uczonych podawało - testy na zwierzętach nie miały praktycznie większego znaczenia, bo np. duża ilość jakiejś substancji nie zabija zwierzęcia, a minimalna jej ilość jest trująca dla człowieka i to pomimo, że ogromna ilość genów jest wspólna dla wszystkich ssaków - bo jednak ta minimalna różnica jest istotna.
Innymi słowy, zwierzęta używane do doświadczeń są niepotrzebnie torturowane.

Zdarza się też i to często, że testy przeprowadzane na ludziach kończą się śmiercią ludzkich „świnek doświadczalnych”. Nie muszę tu wyjaśniać, że jest to zwyczajne przestępstwo i jako takie powinno być, zgodnie z obowiązującym prawem, ukarane. Dochodzi do tego gdy, ze względu na pieniądze, do testów na ludziach przechodzi się zbyt szybko - bez dokładnego, teoretycznego przebadania leku. Przy tym najczęściej ochotnikami są ludzie najbiedniejsi (więc z nimi mniej się liczą - taka jest okrutna prawda). Choć... za błędy popełniane na ludziach wypłaca się czasem większe lub mniejsze odszkodowania. Natomiast zwierzęta po „użyciu” są usypiane.

Przy chronicznej chorobie, możemy wybrać lek z fabryki, która nie testuje na zwierzętach. Tak samo kosmetyki. Zachęcam do tego, chociaż ... daje to mały skutek. Należałoby raczej zmusić fabryki, żeby w taki sposób leków nie produkowały. Tym bardziej, że jak prawie codziennie informuje telewizja, wypuszcza się na rynek leki za krótko wypróbowane, powodujące często śmierć - także kupujących te leki - ponieważ fabrykanci nie produkują z powołania, lecz dla zysku.

To tak, jak z protestem przeciw zanieczyszczaniu środowiska: mogę wyszukiwać na półkach środki do prania współgrające z naturą, ale skuteczniej będzie, jeśli zmuszę fabrykantów do produkowania maszyn do prania tylko na wodę (podobno już takie wymyślono? ale trzeba by przebudować wszystkie fabryki...).

Człowiek dla swej obecnej wygody niszczy świat dla następnych pokoleń. Nie będę przypominać ludzkich wykroczeń przeciw ekologii - wszyscy je znamy. I czym jest choroba „wściekłych krów”, czy obecnie zagrażająca światu „ptasia grypa”, jak nie zemstą Natury za fabryki mięsa? Choć przyznam, że wciąż nie ma na to logicznej odpowiedzi ludzkości – trwając w strachu przed chorobą - dalej robi to samo, idąc na łatwiznę i tylko np. ...dezynfekując kurniki.

Niepotrzebnie też łudzimy się, że zwiększona częstotliwość kataklizmów: potężne trzęsienia ziemi, cyklony i trąby powietrzne o niespotykanej sile, zatrważające powodzie, tsunami itp. są (tak jak piszą nieuczciwi, piszący w imię interesów fabrykantów, czy niezorientowani dziennikarze) ot tak sobie! - bo właśnie nadszedł taki okres w dziejach Ziemi!?? Oczywiście, że to coraz większa ludzka populacja - w zatrważający sposób niszcząca przyrodę - jest winna. Wszystkie spraje, telefony komórkowe, dymiące kominy, odpady nuklearne itd. itp. już nas niszczą!

Nie każdemu dane nagle zmienić świat, dlatego zachęcam maluczkich - niech każdy dba o przyrodę wg. własnych możliwości. Np. finansując odpowiednie organizacje, wybierając z półek sklepowych artykuły, przeciwstawiając się okrucieństwu (także na ludziach!). Pomagając. Ludziom, zwierzętom, roślinom. Pojmijmy, że jesteśmy tylko częścią przyrody - może tą najinteligentniejszą, ale jak do tej pory na pewno nie najlepszą! Zrozummy też, że nie wolno nam zniszczyć stworzonego na świecie ładu - bo będzie to samobójstwem ludzkości, które pociągnie za sobą zagładę wszelkiego życia.

Ludzi dobrej woli wciąż jest za mało, żeby nagle zmienili obecny stan rzeczy. Przy tym jest wielu ludzi dobrych, ale biernych, bojących się, nie chcących się mieszać, czy sprzeciwiać. Nie są ogólnie zorganizowani - bo brak charyzmatycznego przywódcy. Ale tacy pojawiają się zawsze w odpowiedniej chwili, możemy zatem mieć nadzieję, że i teraz zjawi się Ktoś, kto zmieni układy na świecie.

A czekając, możemy powoli coś robić w tym kierunku - kropla wody to tylko kropla, ale miliony kropel to już potęga.

Cytaty księdza M.Canciani i jasnowidza A.Szmilichowskiego zaczerpnęłam z artykułów zamieszczonych w piśmie Nieznany Świat nr 55 i r 78 - E.Celejewska

Akcent Polski nr 9 i 10 - 2005

__________________________________________________________