wtorek, listopada 29, 2005

Nie dajcie się zwariować! nr 1 - PULS – CZY POLONII?

„Konieczność” doświadczeń na zwierzętach uczeni rozpatrują na dwie strony - z przewagą po stronie ich nieskuteczności. Ten ostatni pogląd wyraziłam w „Rozmyślaniach za kierownicą” (Puls Polonii) pt. „Litość nad zwierzętami”. Wolno mi i nikt nie ma prawa przekonywać mnie na siłę. Gdy emajlowa dyskusja z redaktorem naczelnym Pulsu Polonii na ten temat stała się męcząca, napisałam felieton-odpowiedź, który nigdy się tam nie ukazał. W związku z czym podziękowałam redakcji za współpracę. Po czasie odpowiedziano mi, że wstrzymano się z umieszczeniem felietonu, ponieważ: „załatwiano artykuł eksperta, żeby był dwugłos.”

Także w sprawie rozpatrywania przynależności prezesa RNPA i NZ J. Rygielskiego do pezetpeeru – redaktorzy wyjątkowo przestrzegali dwugłosu - zamieszczając nawet obrażające przeciwników dyskusji wystąpienia - dzielnie broniąc prezesa i sprawa ta, (tak jak przewidywałam) została zatuszowana.

Komentarze na Pulsie: po otwarciu witryny zamieszczano wszystkie – bo zastrzeżono, że nie będzie cenzury jak w komunie. Potem zawiadomiono, że chamskie nie będą publikowane (i słusznie!). Ale trochę później skasowano też sprzeczne z opiniami redaktorów - co spowodowało odejście ludzi, którzy pisali o sprawach istotnych dla Polonii. W końcu w ogóle skasowano komentarze z powodu, który podano dopiero pod listem J.Samborskiego z 2 listopada: „Wpisywanie nowych komentarzy zostało zamknięte, bo ich obiektywna ocena pod kątem przydatności do publikacji zabierała za dużo czasu.” – przyznając tym, że zamieszcza się tylko materiały „przydatne do publikacji” wg. oceny redaktorów.

Szkoda! Była to jedyna sydnejska – wspólna! - polonijna internetowa witryna. Bardzo się z niej cieszyliśmy i sądziliśmy, że będzie łączyć, a nie dzielić Polonię. Teraz służy tylko pewnej grupie. (Bo nie traktuję zamieszczanych tam protestów jako współpracy.)

31 października ukazał się na Pulsie „przydatny do publikacji” anonim pt. „Do próchna świat należy” podpisany inicjałami RP, co może znaczyć: Robert Panasiewicz (jeden z redaktorów) lub Redakcja Pulsu. Dziwne, że redakcja na coś takiego sobie pozwoliła, apelując wcześniej nie raz! - do moralności piszących niegdysiejsze komentarze. A zamieszczono to wystąpienie bez załatwiania eksperta, żeby był dwugłos.

Chciałabym nie mylić się, że sam konsul Grzegorz Jopkiewicz zrozumiał, że tym anonimem wyświadczono mu „niedźwiedzią przysługę”. Wątpię, czy ktokolwiek chciałby takiego „adwokata”.
Paszkwil jest idiotyczny. Nieposiadaczy internetu informuję, że anonimista - nie mający pojęcia o sprawie! – zarzucił, że „próchno”, czy też „geriatryczne dinozaury sprawiły chłostę nowoprzybyłemu z Polski gołowąsowi” za: „przejaw inicjatywy i inwencji” (sic!) i „wyjście z propozycją, która ma znamiona sukcesu”.(!) Po pierwsze: konsul G.Jopkiewicz dawno przestał być „gołowąsem” w sensie dosłownym i w przenośni. Sam anonimista temu drugiemu zaprzecza, zapewniając, że: „zdolności (konsula) pozwoliły mu w młodym wieku osiągnąć więcej niż wielu innym udałoby się dokonać żyjąc dwa razy dłużej”(?!) Po drugie: powszechnie wiadomo, że zmianie nazwy festynu przeciwstawiali się - przede wszystkim - ludzie w wieku w.w.konsula i ciut starsi, bo „dinozaury” tylko niektóre jeszcze mają siłę na użeranie się w pracy społecznej.

Następnie dowcipasek pokrzykuje, że inicjatywa i inwencja i znamię sukcesu to ...zmiana nazwy festynu - z Polish Christmas na Dzień Kultury Polskiej! - którą to zmianę wprowadził kiedyś (ku ogólnemu sprzeciwowi Polonii) konsul G.Jopkiewicz. A zrobił to ...chcąc pozyskać sponsora polsko-żydowskiego pochodzenia, gdy ten zażądał zmiany nazwy! O czym zresztą uczciwie poinformował na spotkaniu przedstawicieli organizacji polonijnych z nowo przybyłym Konsulem Generalnym panem Ryszardem Sarkowiczem - 25 października 05r. Dodam, że na tym samym spotkaniu p.Jopkiewicz potwierdził, iż na zebraniu „kioskarzy” ubolewał, że: „Festyn jest organizowany za pieniądze biednych polskich podatników.” Wytknę, że idą one także na pensję konsula G.Jopkiewicza - dlatego jako łącznik między Polską, a Polonią powinien być on „dobrym przewodnikiem”.

W ostatnich latach Polonia jednoczyła się i wspaniale działała. Jeśli teraz się kłóci, a działalności nie widać - ktoś jest za to odpowiedzialny. Byłoby korzystniej, gdyby zmienił taktykę.

Festyn na Darling Habour to ukochane dziecko Polonii. Wszystkim zależy, żeby i trzeci wypadł tak dobrze jak poprzednie i żeby był kontynuowany. Rozsądku – bez uderzania do głowy wody sodowej! – szczerze życzę organizatorom. Prowadzący poprzednie festyny robili to znakomicie, z ogromnym poświęceniem, przez wiele miesięcy. Wyniki ich pracy były doskonałe i widoczne - i to ich chwalono! Obecni organizatorzy zaczynają niebezpiecznie: od pomniejszania zasług poprzedników i podawania publicznie niesprawdzonych informacji. Praca społeczna to nie władza. Jest to dla was zaszczyt, że zostaliście wybrani. Pracujcie więc jak najlepiej, żebyście mieli możliwość kontynuowania jej w roku przyszłym.

Do ludzi pracujących społecznie należy podchodzić z szacunkiem i dyplomatycznie - no, ale tę prawdę rozumieją dopiero ...dinozaury.

Natomiast niedojrzałe pomysły upadając, rzeczywiście zamieniają się w próchno. Z czego wynika, że z doświadczenia starszych warto zawczasu korzystać.

Radio 2000 FM 8/10/05
__________________________________________________________