poniedziałek, września 12, 2005

Rozmyślania za kierownicą nr 10 - Utopia głosowania

Jadąc Parramatta rd. przegapiłam wjazd, który miał mnie poprowadzić do domu i potem już mijałam kolejne zakazy skrętu w prawo, dając wyraz swojemu niezadowoleniu z właściwą narodom słowiańskim ekspresją!
Jeśli o mnie chodzi, to głosowałabym za zniesieniem połowy zakazów skrętu w prawo, jakie obowiązują w Australii, ale niestety, o takich sprawach decydują kompetentni specjaliści i nawet, gdyby doszło do głosowania na ten temat, to wątpię, czy akurat mój głos miałby decydujące znaczenie.


Składam gratulacje zwycięzcom, ale przyznaję, że osobiście jestem niezadowolona z wyników pazdziernikowych wyborów federalnych w Australii, oraz z głosowania na …australijskiego Idola. Dlatego, że wbrew zdrowemu rozsądkowi, przegrywają ci, co przegrywać nie powinni.

Tak w ogóle, głosowanie to utopijna forma wyborów - jakie by nie było, nie daje oczekiwanych wyników. Np. zaledwie tydzień po federalnych wyborach w Australii, wszystkie media podały wiadomość o złamaniu obietnicy przez świeżo wybrany rząd. Choć właściwie to drobnostka! w ciągu ostatnich lat, złamanych obietnic było tak wiele, że społeczeństwo się przyzwyczaiło (nawet to, ze słowiańskim temperamentem).

Zastanawiając się nad istotą jakiegokolwiek głosowania, dochodzę do wniosku, że jego wyniki nie są w stanie nikomu dogodzić.
Np. w komunie, za cara Stalina głosowanie było jawne. Kto nie podniósł ręki do góry, kończył na Syberii. Potem trochę zelżało, ale z przyzwyczajenia, uchwały do końca podejmowano „jednogłośnie”. Dziś, kiedy w Polsce głosowanie jest przywilejem demokracji, nie wszyscy z niego korzystają, protestując pewnie w myśl zasady „na złość babci odmrożę sobie uszy” – choć wiadomo, że tylko powszechnie głosujące społeczeństwo, ma szansę wybrać przywódcę, który będzie dbał o jego interesy.

Nie rozwijam sprawy fałszowania wyborów (też się zdarza) - to już sprawa kryminalna, ale kto widział sądzonego zwycięzcę?…

My, w Australii, w kraju pięknym i bogatym, głosujemy i tajnie i demokratycznie.
I tak to, po ostatnich wyborach mamy znów, miłościwie nam panującego pierwszego ministra, który wygrywając czwartą kadencję może wpisać się do księgi rekordów Guinessa. Szkoda, że zapatrzeni w Stany Zjednoczone, właśnie w tym wypadku nie bierzemy z nich przykładu! Bo tam, (według zasad demokracji!) prezydent może startować w wyborach tylko dwa razy. A to nie pozwala partii rządzącej zdobyć większości w senacie, co ogranicza jej prawo do uchwalania reform wygodnych rządowi -lecz niekoniecznie społeczeństwu.

Ale jak widać, większość Australijczyków to konserwatyści, nielubiący zmian nawet na lepsze. A przecież ani monarchia, ani kapitalizm, ani nawet komunizm nie są ustrojami spełniającym oczekiwania dzisiejszych czasów! O tym, że dla dobra ogółu ludzkość musi wymyślić nowy ustrój – wspomniał nawet nasz papież Jan Paweł II.

A wracając do głosowania, czy choćby tajne i uczciwe, wychodzi na dobre społeczeństwu? Wybrać człowieka mądrego i prawego może tylko takie samo społeczeństwo. Do tego zorientowane we wszystkim, co dzieje się na świecie. Lecz przecież większość nie chce wiedzieć - woli udawać, że wszystko jest w porządku.

Lub po prostu nie wie. Tak, jak jeden z uczestników gry „Kto chce zostać milionerem” – nie wiedział, że zamach terrorystyczny na wieżowce World Trade Centre, miał miejsce na Manhattanie. Można by się zapytać, co w takim razie robił w tej grze i co robią w niej ci, co nie potrafią odpowiedzieć na wstępne – kwalifikujące do gry - dziecinnie łatwe pytania.

Podobnie może być z głosującymi w federalnych wyborach - przecież są tacy, którzy do dzisiaj! nie wierzą, że Irak nie miał broni masowego rażenia. Dlatego nie zawsze zwycięża kandydat lepszy, tylko ten, którego częściej podziwia się w mediach - innymi słowy - który ma bardziej sugestywną propagandę.

Inaczej sprawa głosowania wygląda w Idolu. Każdy, kogo na to stać, może oddać tyle głosów ile mu się podoba. W ten sposób piosenkarze głosują sami na siebie. Sądzę, że musi być mało esemesów i telefonów, bo nigdy nie podano do publicznej wiadomości ilości głosujących. (Gdyby było odwrotnie, nie omieszkano by tego uczynić!) Lecz jeśli głosujących jest zaledwie kilka tysięcy, to nie ma żadnego sensu obwieszczanie wywalanemu uczestnikowi, że „wygłosowała” go Australia.

Bo to nie cała Australia wyrzuciła najpierw super utalentowaną Angie, a potem jedną z kandydatek na pierwsze miejsce: Rickie Lee. Tę decyzję rozhisteryzowanych nastolatek, najbardziej krytyczny juror Dicko nazwał prawidłowo – skandalem.

Sprawiedliwe głosowanie jest utopią, lecz - szczególnie w polityce – powinno być zbliżone do ideału. Bo fakt, że ktoś przegra Idola, zmartwi ileś tam tysięcy znających się na muzyce i skrzywdzonego uczestnika. Natomiast, gdy w wyborach federalnych przegra kandydat, który nie zamierza zlikwidować prawa każdego mieszkańca Australii do darmowej pomocy lekarskiej, dba o środowisko naturalne i ogólnie: broni interesów ludzi biedniejszych (bo całkiem biednych w Australii nie ma) i średniozamożnych - czyli tych, których jest przeważająca większość – to ten fakt już budzi poważne obawy! Ale zadziwiająco nielogiczne jest, że nie głosowała na niego - w całości! właśnie ta część społeczeństwa, o której lepszą i ustabilizowaną przyszłość zabiegał.

Wniosek: z niejasnej przyczyny społeczeństwo nie chce uwierzyć faktom, których doświadcza na sobie - np: wbrew obiecaniom wprowadzenie podatku GST, udział w wojnie w Iraku, opłaty za lekarzy rodzinnych, około dziesięciokrotny wzrost cen domów przy dwukrotnym pensji, zamykanie szkół i szpitali, podwyższone opłaty za wyższe studia, wycinanie lasów na Tasmanii, brak zainteresowania budowaniem odsalarni wody morskiej przy braku wody słodkiej, przyczynianie się Australii do powiększawania dziury w stratosferze itd. itp…

Choć z roku na rok jest gorzej, akceptujemy kolejne kłamstwa widać kochając nadzieję, że jakimś cudem kiedyś będzie lepiej.

Pewnie dlatego, że gdyby już było za dobrze, taka nadzieja byłaby zbyteczna.

Akcent Polski nr 10 - 2004

__________________________________________________________